Miesiąc: Luty 2009

Pete Scrowther „Heart of the Song”

Nazwisko Pete’a Scrowthera przemknęło mi już wcześniej przed oczyma. Pete to autor wielu ciekawych piosenek, po które sięgają chętnie czołowi brytyjscy wykonawcy. PJ Wright, który gra z Petem na tej płycie wykonywał wcześniej jego piosenki ze swoim własnym zespołem, popularną swego czasu grupą Little Johnny England.
Jednak najbardziej znane piosenki autorstwa Scrowthera, to „Hawkwood’s Army” i „Heart of the Song” wykonywane są od lat z powodzeniem przez grupę Fairport Convention. Co ciekawe grając własne piosenki Pete nawiązuje czasem do brzmienia tej wielkiej brytyjskiej grupy.
Wszystkie piosenki są tu autorskimi utworami, z jednym wyjątkiem. Piosenka zatytułowana „Jenny” powstała przy współpracy z Andi Müller, żoną producenta albumu.

Taclem

Duncan Cameron „The Whistling Thief”

Album rozpoczyna się nietypowo, od rozmowy z Duncanem Cameronem na temat płyty – tak jakbyśmy słuchali radia. W chwilę później od zdecydowanych tonów akustycznej gitary zaczyna się właściwa część płyty. Łagodny, lekki głos, przywodzący na myśl młodego Columa Sandsa wypełnia nam uszy przyjemną muzyką – tak właśnie brzmi pierwszy solowy album multiinstrumentalisty związanego na co dzień z grupą Fig For A Kiss, swego czasu grającego też w folk-rockowym zespole Enter The Haggis.
„The Whistling Thief” to propozycja dla miłośników współcześnie brzmiących tradycyjnych w formie wykonań. Kompozycje autorstwa Duncana, oraz nowe aranżacja tradycyjnych motywów są tu zagrane na akustycznych instrumentach, ale wykonania mogą się podobać wielbicielom nurtu coel nua, który kilka lat temu zdominował brzmienie wielu młodych kapel grających muzykę celtycką.

Taclem

David Francey „Skating Rink”

Czy piosenki pisane przez pięćdziesięciolatka, który przez sporą część życia był kanadyjskim cieślą mogą mieć celtycki charakter? David Francey udowadnia nam, że tak. Ich autorski charakter jest niewątpliwie wpisany w stylistykę, w której dominuje gitara i wokal, jednak pojawiają się tu skrzypce, mandolina i akordeon, nadając folkowym piosenkom Davida bardziej zdecydowanego charakteru
„Skating Rink” to jego trzecia płyta, napisana – jak sam twierdzi – przy kuchennym stole. Piosenki opowiadają ponoć o tym co widać przez okno. To oczywiście przenośnia, przez którą artysta próbuje nam powiedzieć, że śpiewa teksty o zwyczajnych, codziennych sprawach kanadyjskiej prowincji. Czasami sięga spojrzeniem nieco dalej, zarówno w czasie, jak i w przestrzeni, stąd takie kompozycje, jak „Belgrade Train”, osadzona w Jugosławii lat osiemdziesiątych.
Najbliżej domowego, a nawet miejsko-folkowego charakteru płyty David Francey jest w utworze „Streets of Calgary”.
Płyty tego artysty są zwykle oszczędne, ale wyraziste, co można uznać za duży atut, przemawiający na korzyść jego albumów.

Taclem

Bellowhead „Matachin”

Ta recenzja powinna powstać już dawno temu, niestety odkładałem pisane o tym albumie do czasu, aż krążek troszkę się „odleży”. W międzyczasie słuchałem go sobie czasem z przyjemnością. A recenzja jak się nie pisała, tak i napisana nie była. Czas to w końcu nadrobić.
Po świetnym albumie „Burlesque” miałem spore wymagania wobec Bellowhead, zastanawiałem się czy są mnie jeszcze w stanie zaskoczyć tak bardzo, jak na debiutanckim krążku. I szczerze mówiąc, mimo kilkukrotnego przesłuchania „Matachin”, wciąż nie znam odpowiedzi na to pytanie, a wydawałoby się, że subiektywne sądy są najprostszymi z możliwych. Ważne jednak, że uśmiech który pojawił się na moich ustach gdy pierwszy raz usłyszałem pompatyczny wstęp do „Fakenham Fair”, nie znika nawet gdy krążek po raz kolejny kręci się w moim odtwarzaczu.
Jest tu orkiestrowa pompa, charakterystyczna dla brzmienia zespołu. Jest sporo aranżacji nawiązujących do noworleańskiego jazzu, ale nie brakuje motywów folkowych typowych dla brytyjskiego grania. Co ciekawe taka mikstura brzmi równie ciekawie, co niesamowicie.
Pod względem muzycznych pomysłów „Matachin” jest logicznym następstwem „Burlesque”. Jedyne co może wpływać ujemnie na recepcję tej płyty, to brak zaskoczenia, które towarzyszyło debiutowi. Na szczęście nie zawsze trzeba zaskakiwać.

Rafał Chojnacki

Redhill Rats „Some Heroes”

Redhill Rats to mało znana fińska grupa, która jest doklejana do całej masy epigonów The Pogues. I choć trzeba przyznać, że bez znajomości płyt formacji Shane’a MacGowana na pewno by tak nie grali, to udało im się wypracować własne brzmienie. Sporo w nim przestrzeni, być może to mroźne helsińskie powietrze tak działa na muzyków.
Piosenki takie jak „Gotta Go” czy „Older” nie tylko brzmieniem nawiązują do The Pogues. Są tam również intertekstualne wstawki w tekstach, które dają nam wyraźnie znać kto był inspiracją Finów.
Do najlepszych utworów autorskich należą tu: świetna ballada „Rain From Hell”, napisana w klimacie Johnny’ego Casha piosenka „My Father Was a Werewolf” i rozrywkowa „Sailing ‚round the World”.
Nie zabrakło też przeróbek folkowych standardów. Z rozbujanego szkockiego „Tramps and Hawkers” Finowie zrobili zgrabną balladę. Też buja, ale nieco inaczej. Z kolei rubaszne „White, Orange and Green” pozostawili w klimacie znanym choćby z brzmienia The Dubliners, dodając jedynie pogueso-podobny aranż. Szkoda tylko, że w „Dark Eyed Sailor” dali się ponieść niewątpliwej sympatii do grupy Steeleye Span. Utwór ten aranżowano już różnie, podejrzewam, że sprawni muzycy, jakimi bez wątpienia są członkowie Redhill Rats, dali by radę zrobić tą piosenkę po swojemu.
Redhill Rats to moje odkrycie początków 2009 roku. Jeżeli tak się zaczyna, to dalej już na pewno nie będzie źle.

Taclem

Jarah Jane „Underwater Balloons”

Jarah Jane to artystka ze Stanów, która obecnie mieszka w Kanadzie. Jej brzmienie można określić jako akustyczny folk-rock, mocno osadzony w klimatach takich artystek, jak Joan Osbourne czy Tracy Champman.
Album „Underwater Balloons”, to przedsięwzięcie o tyle nietypowe, że artystka zdecydowała się „wydać” tą płytę w całości w Internecie. Najwyraźniej taki krok ma promować jej koncerty. Słuchając całego reprezentowanego tu materiału dochodzę do wniosku, że nie powinna narzekać na brak publiczności. Piosenki takie jak „Running On” czy „Butterfly” to murowane przeboje. Nie brakuje też nieco bardziej rozwiniętych aranżacyjnie pomysłów. Tak brzmi choćby utwór zatytułowany „23”.
Jarah Jane nagrywa piosenki proste i w większości przypadków bezpretensjonalne, ale w tym tkwi urok tego typu muzyki. Nie każdy musi przecież komponować dzieła z operowym rozmachem.

Taclem

Powered by WordPress & Theme by Anders Norén