Miesiąc: Sierpień 2007 (Page 1 of 3)

Turlach Boylan „Shame the Devil”

„Shame the Devil” to album świetnego flcisty ze stanów, grającego w bardzo dobrym irlandzkim stylu. Jako, że solowe płyty flecistów trafiają do nas nieczęsto, to przy tym warto sięna chwilę zatrzymać.
Turlachowi towarzyszy tu zespół bardzo dobrych muzyków, dzięki nim fletom towarzyszą m.in. harfa, szkockie smallpipes, skrzypce, bodhran a nawet wokale.
Mimo że „Shame the Devil” to album tradycyjny, to dzięki świetnej grze fletów można potraktować go również jako płytę bardziej współczesną. Turlach gra bowiem ze sporym polotem.

Taclem

Tamara Lewis „Long Time, No See”

Autorskie piosenki Tamary Lewis niosą w sobie spory ładunek folku, country, bluesa a nawet jazzu. Z takim bagażem każda artystka w Stanach ma spore szanse na zrobienie kariery, pod warunkiem, że jej piosenki są odpowiednio dobre, a poziom wykonawczy nie odstaje od przyjętych w rozgłośniach radiowych norm.
Tamara Lewis pisze świetne piosenki, a „Long Time, No See” to bardzo radiowa płyta. Oczywiście wszystko zależy od rozgłośni i konkretnych audycji, ale myślę, że bluesmeni docenieliby tytułową „Long Time, No See”. Z kolei słuchacze piosenek poetyckich pewnie wybraliby „Loose Ends World” i „This Good-bye”.
Wokalnie artystka zbliża się na niej do takich gwiazd jak Alison Krauss czy nawet Nanci Griffth. Muzycznie zaś proponuje coś znacznie bardziej stonowanego i wyważonego. Muszę przyznać, że takie właśnie proporcje bardzo mi odpowiadają.
Co ciekawe Tamara sama przyznaje że ledwie kilka lat temu zaczęła grać na gitarze i pisać książki. Po trzech latach nagrała tą płytę. Efekt jest świetny!

Taclem

Modern Mandolin Quartet „The Nutcracker Suite”

Etniczno-jazzowe granie na mandolinach, to w przypadku Modern Mandolin Quartet norma. Tym razem jednak trafiło na repertuar dość kontrowersyjny. Jak bowiem w ich wykonaniu mają zabrzmieć utwory Czajkowskiego czy Vivaldiego? Odpowiedź moze być tylko jedna: Bardzo dobrze. Niesamowite pomysły i doskonałe wykonastwo – to właśnie największe atuty tego albumu.
Uzupełnienie płyty stanowią katalońskie melodie folkowe autorstwa Miguela Llobeta, odrobina muzyki francuskiej Leo Delibesa i „Pavanne” Gabriela Faure.
Miłośnicy improwizacji i przmień mandoliny powinni czuć się usatysfakcjonowani.

Taclem

Kristi Bartleson „Kristi Bartleson & Reddesert”

Album zatytułowany „Kristi Bartleson & Reddesert” to muzyczne spotkanie dwóch światów, które okazują się być od siebie zdumiewająco mało odległe. Kristi Bartleson to celtycka harfistka, która mieszka i tworzy w Szwajcarii. Znana jest między innymi z recenzowanej już u nas i wysoko ocenionej płyty „The Willow Tree” z 2001 roku. Płytę „Kristi Bartleson & Reddesert” zarejestrowała w roku 2004, towarzyszą jej tu muzycy z jazz-rockowego zespołu Reddesert.
Rezultat jest bardzo ciekawy, choć czasami dla ucha nie przyzwyczajonego do jazzowych dźwięków może się to wydać nieco eklektyczne. Ale chyba w tym właśnie tkwi urok tego typu muzycznych spotkań.

Taclem

Jacques Stotzem „In Concert”

Jacques Stotzem to jeden z mistrzów akustycznej gitary. Jego pierwszym mistrzem był Stefan Grossman, którego Jecques zobaczył w telewizji, kiedy był nastolatkiem. Było to ponad trzydzieści lat temu. Dziś sam jest mistrzem.
Album „In Concert” pokazuje nieco inne oblicze gitarzysty. Przekrojowy materiał i kilka niespodzianek (np. hendrixowskie „Purple Haze”) to niewątpliwie całkiem sporo – zarówno dla fanów talentu Belgijskiego muzyka, jak i dla ludzi zupełnie „świeżych”, nieobeznanych z jego dotychczasowymi dokonaniami.
Jacques Stotzem nie odwołuje się do cudów współczesnej techniki, gra czysto, czasem niemal prosto, ale przede wszystkim bardzo dobrze.

Rafał Chojnacki

Eileen Laverty „Ground Beneath My Feet”

Kanadyjska wokalistka Eileen Laverty, to przede wszystkim doskonałe piosenki i cudowny, bardzo ciepły, choć nie cukierkowy głos. Już sam fakt, że przy pierwszym słuchaniu tej płyty deszcz za oknem ustąpił miejsca pięknej, słonecznej pogodzie, powinien wystarczyć za rekomendację albumu „Ground Beneath My Feet”. Jeżeli nie wystarczy, to dodam jeszcze, że Eileen Laverty doskonale porusza sięna drodze pomiędzy amerykańskim folkiem, country, a radiowym graniem z nutką ambitnego popu.
Wielbiciele country pokochają ją choćby za „My Own Way Home”, miłośnicy folku za celtycko brzmiący „The Road”, zaś jeśli ktoś lubi nietypowe, lekko swingujące ballady, to na pewno przypadnie mu do gustu „Summerfly”.
Niektóre z tych piosenek wpadają w ucho od razu, inne potrzebują wiecej czasu by zapaść w pamięć. Ale wszystkie prędzej czy później do Was dotrą. O ile dacie im szansę.

Taclem

Dizzy Spell „Leaves”

Grupa Dizzy Spell zaczynała podobnie jak inne niemieckie grupy folkowe od muzyki celtyckiej. Na tej płycie widać to doskonale, dominują bowiem utwory z Irlandii i Szkocji. Są już jednak również inne poszukiwania muzyczne, takie jak „Buhameak” z Kraju Basków, czy „Led er Din Sang” z Wysp Owczych.
Brzmienie zespołu nawiązuje do folk-rockowego grania z bardzo dobrym feelingiem. Rytmiczna gitara i etniczne instrumenty perkusyjne (djembe, cajon i bodhran) wsparte „miękkim” basem, to dobry pomysł na sekcję. Dzięki temu muzyka Dizzy Spell brzmi bardzo lekko i świeżo, zwłaszcza w instrumentalnym zestawie „Johnny from Gandsey/Julia Delany/The Banshee”.
Dobrze sprawują się tu wokaliści. Jan Oelmann świetnie radzi sobie z żeglarskim standardem „Bonnie Ship the Diamond”, zaś Juliane Weinelt przywraca do życia gaelicką pieśń „Cailleach an Airgid” (znaną też jako „Si Do Mhaimeo”). „Back Home in Derry”, znane również u nas z wersji śląskich Sąsiadów, w wykonaniu Niemców wzbogacone jest ciekawą skrzypcową zagrywką. U nas takie motywy aranżacyjne nie są jeszcze rozpowszechnione. A szkoda.
Ciekawie brzmi też wspomniany już baskijski utwór „Buhameak” i farerski „Led er Din Sang”. Juliane najwyraźniej doskonale radzi sobie z dziwnymi językami.
Album zamyka stara angielska pieśń „Bright Morning Star”, wykonana a cappella w manierze przypominającej nieco grupę Steeleye Span.
„Leaves” grupy Dizzy Spell to płyta niedluga, ale ciekawa. Na pewno warta poznania.

Taclem

Branâ Keternâ „Jod”

Muzykę jaką gra zespół Branâ Keternâ zaliczam na własny użytek do gatunku „medieval folk”. Większość grup tego typu pochodzi z Niemiec, jednak ta grupa jest ze Szwajcarii. Być może dzięki temu mają nieco szersze inspiracje. Bretania, Szwecja, Włochy, Węgry i Irlandia to niezły misz masz. Na dodatek w wersji Szwajcarów brzmiacy spójnie.
Sami swoją muzykę nazywają „troll folkiem”. Pewnie z powodu mocnej sekcji bębnów, którym towarzyszą różne dudy, piszczałki i szałamaje. Fragmenty które brzmią w ten sposób przypominają włoską grupę Barbarian Pipe Band. Jednak gdzie trollom i barbarzyńcom do takich umiejętności, jakie ma wokalistka Branâ Keternâ? Czyżby porwali jakąś elfią księżniczkę?
Niektóre melodie są znacznie nowsze niż zespół chciałby to sugerować swoją muzyką. Ale aranżacje średniowieczno-folkowe robią swoje i całość brzmi niech archaicznie. Czy to możliwe żeby muzyka była jednocześnie postarzana i świeża? Branâ Keternâ udowadniają, że tak.

Taclem

Suwalska Kapela Biesiadno-Podwórkowa

Suwalska Kapela Biesiadno-Podwórkowa działa przy Regionalnym Ośrodku Kultury i Sztuki w Suwałkach od listopada 2004 r.
W obecnym składzie koncertują od kwietnia 2005. Repertuar kapeli obejmuje utwory z regionu Suwalszczyzny i pogranicza kultur, jak również znane i lubiane piosenki biesiadne, melodie podwórkowe oraz coraz częstsze kompozycje własne.

Tylko od początku roku kapela wykonała ponad 20 koncertów w Suwałkach, w regionie oraz poza granicami Polski (Czerniachowsk w Rosji, Mariampol na Litwie). Każdy koncert to kolejna wspaniała biesiada, podczas której publiczność z radością tańczy i śpiewa razem z kapelą.

Wkrótce osobna strona zespołu – będzie można usłyszeć niektóre utwory z repertuaru kapeli. Do zobaczenia na koncertach!!!

W kapeli grają:

Emil Kulbacki — klarnet, śpiew

Janusz Kolenkiewicz — gitara, śpiew

Andrzej Raczyło — akordeon, śpiew

Szczepan Sześciło — kontrabas, śpiew

Ireneusz Wasilewski — instr. perkusyjne

Józef Żukowski — trąbka, śpiew

Kontakt:
Emil Kulbacki – 505 724 354
e-mail: emileven@wp.pl

Stasiek Wielanek

Urodził się w 1949 roku na ulicy Czerniakowskiej w Warszawie. Jest uznawany za wybitnego wokalistę, kolekcjonera wszystkiego, co związane z Warszawą. Stasiek to znakomity felietonista i kompozytor, a też menager. To również bard stolicy. Ten tytuł przejął po nieżyjącym od 42 lat legendarnym Stanisławie Grzesiuku. Obaj pochodzą z Czerniakowa, a mianowicie z Sielc. Wielanek mieszka z rodziną na Sadybie, a więc nadal na Czerniakowie. Całe życie Staśka Wielanka zapełnił folklor warszawski. Stał się jego znakomitym wykonawcą. W 1970 r. założył Kapelę Czerniakowską, którą kierował przez trzynaście lat. Kontynuatorem tej spuścizny jest Kapela Warszawska, którą Stasiek założył w 1985 roku. Wielanek jest menagerem Kapeli Czerniakowskiej.
Występował w wielu miejscach na świecie, wszędzie tam, gdzie zapraszali go Polacy spragnieni melodii z czasów młodości. Stasiek od lat marzył o nagraniu płyty z premierowymi utworami w klimacie tradycyjnie warszawskim, a jednocześnie idącej z duchem czasu. Gra była warta świeczki, bo ostatnią taką płytę nagrał trzydzieści lat temu Jarema Stępowski. W końcu przy pomocy profesjonalnych tekściarzy, a głównie Henryka Rejmera oraz szefa zespołu Kameleon – Hadriana Tabęckiego, który wyśmienicie zaaranżował jego pomysły muzyczne, stworzył wydany w zeszłym roku album „City Boy”. Są na nim piosenki skoczne, szybkie, można rzec młodzieżowe, walce, tanga i sentymentalne ballady. Nie mogło zabraknąć piosenki szemranej „Moje miasto szemrane Warszawa”.
Piosenkarz kreuje współczesny wizerunek postaci warszawskiego cwaniaka, chłopca z miasta, „honornego równiachy”, który dziś żyje w zupełnie innej Warszawie. O śpiewanych przez siebie piosenkach mówi, że „są najbardziej warszawskie z warszawskich”. Większość z nich powstała jeszcze przed wojną, jako naturalna twórczość folklorystyczna mieszkańców przedmieść, m.in. Woli i Czerniakowa. Piosenki takie jak: „Hanka”, „Bal na Gnojnej”, czy „Apasz” są znane przez chyba wszystkie pokolenia. Ale nie tylko te; do największych przebojów Staśka Wielanka zaliczane są również: „Nad warszawiaka nie ma cwaniaka”, „Warszawa da się lubić”, „U cioci na imieninach”. Stare piosenki warszawskiej ulicy, przedwojenne szlagiery, ale także piosenki legionowe, okupacyjne, lwowskie i żydowskie wykonywał, grając na gitarze i akordeonie. Wielanek nagrał ponad 30 płyt długogrających. W 1994 Stasiek Wielanek wydał antologię piosenki warszawskiej pt. „Szlagiery starej Warszawy”, gdzie zebrał teksty i nuty do ponad 170 utworów, takich jak szlagiery ze starej Warszawie, ballady więzienne, piosenki lwowskie, żydowskie, a także zdjęcia i informacje o ich twórcach i wykonawcach. Wydał również książkę „Warszawa w piosence, wierszu i anegdocie”.

Page 1 of 3

Powered by WordPress & Theme by Anders Norén