Pierwszy utwór w zestawie, to irlandzki taniec, zatytułowany przez kapelę „Intro”. Cóż, jak na intro, to troszkę przydługi. Ale trzeba przyznać, że pokazuje nam, że mamy oczekiwać nowego oblicza zespołu. Syntezą tego stylu jest tytułowy utwór „Popatrz, morze nam się kłania!” – dobre, chóralne zaśpiewy i lekko folk-rockowe granie. Obawiałem się tego stylu, ale w rezultacie mnie przekonali. Podobnie ma się kwestia z piosenką „W tawernie” – w takim brzmieniu zaakceptowałbym całą płytę.
Dalej jest niestety nieco gorzej. Kompozycja „Kochamy szanty” jest nieco pretensjonalna, a „Bajdewind”, który przed laty bronił się w autorskim wykonaniu Artura Czarneckiego po prostu nie wpasowuje się w zespołowy pomysł na granie. Co ciekawe ten sam facet napisał przecież „Powrót na morze”, które na tej płycie i w tej aranżacji brzmi ciekawie. Dobrze wychodzi też nowa, folk-rockowa aranżacja „Pieśni flamandzkiej”, nabrała nowej mocy.
Niestety dalej następuje nieco dziwaczna „Nawałnica” Dobra muzyka, niezły refren i… jakiś pomysł na coś-jakby-zwrotki. Podejrzewam, że zespół musiał zdawać sobie sprawę, że ludzie będą na ten utwór patrzyli dziwnie. No chyba, że to żart muzyczny, a ja czegoś nie załapałem. Ale jako normalny utwór, to po prostu wygląda na niedopracowany. Myślę, że wszystko tu rozbija się o warstwę tekstową i układ linii wokalnych. Słyszałem już nawet, że to chill out, ale nie przekonała mnie akurat taka koncepcja.
Lepiej jest z „Modlitwą morską”, która proponuje nieco inny kierunek inspiracji w morskiej muzyce o sakralnym charakterze. To nie negro spirituals czy gospel, lansowane przez grupy takie jak Tonam & Synowie, Ryczące Dwudziestki czy Perły i Łotry. W pieśni Piorunersów czuć powiew dawnych wieków. Niemałą rolę odgrywa tu też piękny podział na głosy.
Autorska pieśń „Dalej ciąg!” to nawiązanie do dawnego brzmienia zespołu. Dość udane, zwłaszcza że w chwilę później dostajemy kilka bonusów – starsze nagrania The Pioruners. „Krypa”, „Moby Dick” czy „Razem bracia do lin!” to przeboje które 10 lat temu dało się słyszeć na największych szantowych festiwalach. Podobnie jest z „Galernikami”, którzy w różnych wykonaniach (m.in. grupy Wind Rose) dali się również poznać. Wersja Piorunersów jest niewątpliwie najbardziej potężna jeśli idzie o wokale. Nie inaczej prezentuje się pieśń Bij Szwedzina!”, ciekaw jednak jestem jakie aranżacje mógłby tym utworom nadać nowy skład zespołu.
W międzyczasie możemy wysłuchać jeszcze jednej nowej piosenki. „Marzenie”, zaczynające się od leniwie snującego się w głośnikach fortepianu, to znów nowe oblicze zespołu, tym razem w szacie bossa novy.
Nie będę specjalnie odkrywczy, jeśli po takiej recenzji stwierdzę, że jest to płyta nieco eklektyczna. Czasem to łączenie epok i gatunków wychodzi na dobre, innym razem nie niesie ze sobą żadnych dobrych skojarzeń. Podejrzewam że jest to efekt łączący obecne brzmienie zespołu z utworami, które nazbierały się z kilku lat. Być może nie wszystkie pasują do nowej formuły grania, ale żal było je wyrzucać i postanowiono, że znajdą się na płycie. Mam nadzieję, że następny album będzie nieco bardziej jednoznaczny. Ja postawiłbym na konwencję folk-rockową, ale możliwe że wrócą do roli chóru… Ważne jednak żeby zdecydowali się co chcą robić.

Taclem