Miesiąc: Styczeń 2007 (Page 1 of 3)

Faun „Totem”

Cieszy mnie fakt, że niemiecki Faun tak regularnie dostarcza nam nowych płyt. Ledwie człowiek zdążył zmienić kalendarz na noworoczny, a już pojawiły się głosy o nowym krążku Fauna. Co prawda premiera płyty ma swoje miejsce na początku marca, ale dane mi było wsłuchać się w te dźwięki i za wczasu zapowiedzieć muzyczną rewelację.
Pomysł jest niby ten sam – muzyka dawna i folk podane we własny, rozpoznawalny już sposób. Jednak każdy album Fauna czymś różni się od poprzednich. „Totem” to płyta bardzo spokojna, wystarczy posłuchać piosenek takich jak „Rad” czy „November”. Czasem jednak muzyka zmierza w kierunkach, których dotąd w muzyce niemieckiej grupy nie było. Pojawiają się silne wpływy neofolkowe a czasem nawet pop-folk. Dziwnie też brzmią czasem eksperymenty z brzmieniami elektronicznymi (jak choćby w „2 Falken” czy „Zeit nach dem Sturm”). Nie wpływają one jednak negatywnie na odbiór całości dzieła. Wręcz przeciwnie, intrygują swoją odmiennością.
Najlepiej brzmią tu utrzymane w fantasy-folkowym klimacie kompozycje takie jak „Sieben”, „Unicorne” czy „Gaia”. Mają swój smak. Być może nie przypadną do gustu wszystkim tym, którzy cenili Fauna za dzikie, pogańskie tańce, jednak dla tych ostatnich muszą póki co wystarczyć starsze płyty.
Miło obserwować, że zespół świetnie się rozwija. Choć robi to w granicach własnej stylistyki, to jednak widać chęć dalszych zmian. Pozostaje więc czekać na nie z niecierpliwościa.

Taclem

Berkley Hart „Pocket Change”

Berkley Hart to duet, który tworzą: syn wędrownego kaznodziei – Jeff Berkley – i urodzony w wigilię autor piosenek i wokalista – Calman Hart. Być może to właśnie wstawiennictwu niebios obaj panowie zawdzięczają swoje talenty. Obaj piszą bowiem doskonałe piosenki, które mogą się spodobać nie tylko miłośnikom folku, ale też po prostu wielbicielom dobrej muzyki akustycznej.
To jż czwarta płyta na której Jeff i Calman raczą nas swoimi utworami. Tym razem proponują dziesięć autorskich piosenek, głównie ballad. Właściwie trudno się zdecydować która z nich jest najlepsza ja stawiałbym na klimatyczną „Jaguar Sun”, nostalgiczną „Six Feet Down” lub lekko rozkołysaną „Maybe I Was Wrong”. Wszystkie są dobre.
Perłą w balladowej koronie płyty jest jednak cover, przeróbka „Has Anybody Here Seen Hank?” grupy The Waterboys. Pobrzmiewająca tam harmonijka ustna nadaje mu momentami niemal bluesowego charakteru, Oczywiście jest to blues w granicach folku – jak wszystko na „Pocket Change”.
Dziwnym trafem mój kontakt z Berkley Hart rozpoczął się od ich ostatniej studyjnej płyty, mam jednak zamiar zapoznać się wkrótce z jakimiś innymi nagraniami. Wówczas na pewno dam Wam o tym znać.

Rafał Chojnacki

Abby Newton „Castles, Kirks, and Caves”

Czasem w posępny, sztormowy dzień dobrze jest posłuchac pasującej do niego muzyki. Ja przy akompaniamencie szalejącej z oknem wichury wybrałem płytkę „Castles, Kirks, and Caves” nagraną przez Abby Newton.
Amerykańska wiolonczelistka nagrała swój album w Edynburgu, będąc pod wrażeniem szkockiej tradycji i piękna tej często nieprzyjaznej dla ludzi krainy. Lubię sobie wyobrażać, że powstawaniu tych aranżacji towarzyszyła właśnie taka pogoda, jaką teraz mam za oknem.
„Castles, Kirks, and Caves” to zestaw XVIII-wiecznych melodii szkockich. Wiolonczelistce towarzyszą tu zaprzyjaźnieni muzycy, m.in. David Greenberg, grający z nią na co dzień w grupie Ferintosh. Mimo wszystko dominuje jednak basowe brzmienie instrumentu na którym gra Abby. Trzeba przyznać, że niekiedy musi chyba bardzo szybko grac, bo wśród tych melodii nie brakuje żywiołowych ludowych tańców.
Mimo że są tu tradycyjne utwory, to obecność wiolonczeli jako wiodącego instrumentu zbliża brzmienie do muzyki ilustracyjnej lub filmowej. Być może stąd właśnie taki a nie inny, bardzo refleksyjny nastrój płyty. Niekiedy, w bardziej radosnych momentach, klimat zdaje się zbliżać do muzyki klasycznej. Nic w tym dziwnego. Muzyka dworska, a później wywodząca się od niej muzyka klasyczna, niejednokrotnie inspirowały się brzmieniami ludowymi.
Abby Newton cudownie maluje pejzaże. „Castles, Kirks, and Caves” to dzieło dojrzałe i przemyślane. Potrafi oczarować i oderwać na chwilę nasze myśli od tego co się dzieje dookoła. Mam wrażenie że taka powinna być muzyka z porządnej płyty.

Rafał Chojnacki

Evolution Dejavu

Czesko-polski progresywne etno/dance band z elementami muzyki etnicznej – zespoł z Ostrawy, sample, gitara elektryczna, gitara basowa, sitar, śpiew (po angielsku i arabsku) i barwny zestaw nieklasycznych instrumentów i dzwięków z całego świata (didjeridoo, skórzane barele, afrykańskie bębny djembe, darbuka, indyjski bęben dhol, bębny itd). Intensywna energia skierowana w stronę publiczności. Wielu widzów zespołu porównuje ich energiczne koncerty do występów takich gwiazd jak Fundamental, Transglobal Undergound, albo The Prodigy
Skład:
David Žyla – lider zepołu, vokal, (własne teksty po arabsku), bębny, barele, darbuka, djembe. Twórczo muzyką zajmuje się już od roku 1992, gra na wielu różnych instrumentach. Grał między innymi w takich zespołach jak: Nada Shakti, Lalaland, projekt Wendy Zullu.
Petr Bartoš – mistrz didjeridoo, vokal, barele, djembe. Twórczo muzyką zajmuje się już od roku 1994, w kapelach: Song of Satori, Lalaland, projekt B-Art.
Petr Šaffa – Samplers, Synthesizers – własna twórczość. Na klubowych scenach funkcjonuje już od roku 1997, między innymi jako PROTOSS soundsystem DJ.
Tomasz Osiecki – sitar, gitara basowa. Twórczo muzyką zajmuje się od roku 1992. Grał w kapelach: Ingrid Bergman, Pryma Folkentrash, Hejkum Kejkum, Natty Ride i innych. Jest autorem projektu –> Open Your Mind (Sitar + Samples).
Pavel „Palo” Nowak – djembe, darbuka, dholl, dhondo, perkusja. Zajmuje go kultura Afryki, w roku 2005 przebywał w Nowej Gwinei i Mali. Zgłębiał tam grę na djembe u najlepszych afrykańskich muzyków. Gra już od 1994 roku, m. in. w zespołach: Lalaland, Tubabu, Camara, O.K. Tet.
Kapela została uznana za odkrycie festivalu Colours of Ostrava w roku 2004.

Deep Forest

Deep Forest to właściwie nie zespół, a projekt dwojga muzyków zajmujących się elektronicznymi brzmieniami. Eric Mouquet i Michael Sanchez wymieszali ze sobą łagodną elektronikę z przetworzonymi dźwiękami etnicznych bębnów i samplami ludowych instrumentów.
Projekt istnieje od 1992 roku.

Polkasonic „Brave Combo”

Słuchając muzyki folkowej trudno od czasu do czasu nie natrafić na polkę. Co jednak, kiedy okazuje się płyta do której sięzabieramy zawiera wyłącznie polki? A na dodatek zespół właściwie nie gra nic innego? Coż w takiej sytuacji może się okazać, że mamy do czynienia z jakąś traumatyczną bawarską orkiestrą, albo z zespołem takim jak Polkasonic. W tym drugim przypadku mamy znacznie więcej szczęścia.
Grupa ta gra folk-rocka, przy okazji przerabiając swoje i cudze utwory na polki. Są to jednak kawałki dość różnorodne, zagrane z dużym wyczuciem i przede wszystkim porywające do tańca. Czasem może się okazać, że nawet sobie nie zdawaliśmy sprawy jacy muzycy pisali polki. W przypadku tej płyty dobrym przykładem jest rasowa polka Jimmy`ego Hendrixa „Purple Haze”.
Muzyka Polkasonic to w dużej mierze dobra zabawa, zarówno dla słuchaczy jaki i dla samych muzyków.

Taclem

Morris Family „Farewell to Summer…”

Amerykańska formacja The Morris Family gra akustycznego folka i muzyke zwaną popularnie Americana, a wszystko to głęboko osadzone w świecie celtyckiego folku.
„Farewell to Summer…” to druga płyta zespołu, zawierająca kilka celtyckich evergreenów (takich jak „Johnny Jump Up” czy „Farewell to Summer”), jednak wzbogaconych sporą ilością nieco mniej znanego materiału. W niektórych utworach, zwłaszcza w partiach skrzypiec słyszymy ciągoty muzyków do improwizacji. Niekiedy idciągają one kapelę nieco w stronę bluesa i jest to bardzo ciekawy krok.
Dobrze wychodzą zespoowi piosenki. „Tamlin” czy „Johnny Jump Up” to perełki tej kolekcji. Ciekawostką tez jest tytułowy utwór „Farewell to Summer”, autorstwa Aarona Morrisa, lidera zespołu.

Taclem

Men in Kilts „Get Craic`n”

Jeśli grają Faceci w Kiltach, to nic dziwnego, że album otwierają dźwięki dud. Zaraz jednak dołącza do nich rockowa perkusja i cały zespół zaczyna grać razem.
Brzmienie kapeli zdradza punk-folkowe ciągoty. Grają ostro i konkretnie, dobrze lawirując pomiędzy tradycją celtycką, francuską i własną twórczością.
Niekiedym jak w „Whiskey in the Morning” czy „V`la L`Bon Vent” mamy do czyniania z motywami kojarzącymi się ze sceną celtycką w USA (np. Flogging Molly), zaraz jednak zespół sprowadza nas na powrót do swej rodzinnej Kanady, by w tamtejszych brzmieniach („Simple Man”, „Gone Someday”) nawiązać do takich zespołów jak Spirit of the West czy Great Big Sea.
Żywiołowe granie przerywa czasem ballada. Takie piosenki, jak „Tu Me Manques” w wykonaniu Men in Kilts to dla mnie nowa definicja kanadyjskiej ballady. Niemałym zaskoczeniem jest tu dla mnie „Molly Malone”, zagrana przez zespół w konwencji zbliżonej do ska!
Zespół ma niesamowicie duży potencjał. Mam nadzieję, że z takim graniem w końcu kiedyś pojawią sięw Polsce, bo ich muzyką bardzo łatwo się zarazić.

Taclem

Limpopo „Give Us A Break”

Kolejna płyta amerykańsko-rosyjskiej grupy Limpopo, to znów radosne granie z pogranicza folku, rocka i kabaretu. Po świetnej płycie akustycznej tym razem zapoznamy się z jednym ze starszych albumów tej formacji.
„Give Us A Break” to krążek z 1995 roku, słychać na nim, że styl zespołu jeszcze dobrze nie okrzepł. Być może dlatego zespół brzmi tu bardziej kabaretowo niż na pozostałych albumach. Na szczęście pojawiają się ciekawe smaczki. Obok pop-ludowego grania są też delikatne jazzowe wstawki, które czasem potrafią zaskoczyć nawet kogoś kto zna już trochę dokonań Limpopo.
Do zaskoczeń bardzo pozytywnych można zaliczyć „Epic Song” i „By the Meadow”, piękne pieśni, które mogłaby trafić do repertuaru niejednego znacznie poważniejszego zespołu. Takich momentów jest tu więcej.
Czy „Give Us A Break” to płyta warta uwagi? Oczywiście, wschodniego folk-rocka dociera do nas tak mało, że każda kolejna płytka na pewno jest warta tego by jej posłuchać. Poza tym Limpopo tworzą sprawni muzycy, którzy wiedzą jak się gra solidną rosyjską muzę.

Taclem

Golden Bough „Kids at Heart”

Słuchając przed laty po raz pierwszy tej niecodziennej płyty miałem wrażenie, że muzyka celtycka zagościła na Ulicy Sezamkowej. Pomysł nagrania płyty z muzyką celtycką przeznaczonej głównie dla młodszych słuchaczy, to według mnie rewelacja.
Grupa Golden Bough, to jedna z najbardziej doświadczonych grup celtyckich w Stanach Zjednoczonych. Jest to prawdopodobnie również grupa najbardziej pomysłowa. Dzięki związkom muzyków (zwłaszcza Margie Butler i Paula Espinozy) ze środowiskiem fanów fantastyki powstało sporo ciekawej muzyki łączącej w sobie magiczne klimaty fantasy i celtyckiego folku.
Tym razem poszukiwania muzyczne zaprowadziły zespół na podwórka, na których rozłożyli swoje instruemty i zaczęli grać. Nie są to jednak piękne kołysanki, do jakich przyzwyczaiła nas Margie na płycie „Celtic Lullabys”, a w większości żywe, skoczne piosenki. Dzieci mają tu swoje wyliczanki, utwory o robaczkach, myszkach i innych żyjątkach.
Bardzo ważna w przypadku płyty grupy Golden Bough jest też oprawa muzyczna. To jeden z ciekawiej grających zespołów celtyckich w Stanach – jednocześnie akustyczny, tradycyjny, ale też bardzo nowocześnie myślący o muzyce. Myślę więc że płyta taka jak „Kids at Heart” to dobry pomysł na wprowadzenie małych słuchaczy w świat muzyki folkowej.

Taclem

Page 1 of 3

Powered by WordPress & Theme by Anders Norén