Miesiąc: Sierpień 2006 (Page 2 of 3)

Bandana „Sound of Johnny Cash – Demo”

Wśród wielu znanych mi tribute-bandów tylko ten jeden upodobał sobie wyłącznie utwory Johnny`ego Casha.
Wokalista niemieckiej grupy Bandana – Andreas Matthes – ma tembr głosu podobny do wielkiego barda Ameryki – to duży atut w takim przypadku. Dodaje to płycie sporo uroku.
Zespół gra bardzo oszczędnie, przeboje z repertuaru Casha podaje w wersjach, które mogą kojarzyć się z wykonaniami z czasów początków jego kariery. Wyjątek to utwór „Wildwood Flower”, który kojarzy się raczej z dokonaniami Pete`a Segeera.

Rafał Chojnacki

Sąsiedzi Gustawa „Dziesięć Lat Później”

Wychodzi na to, że kapelą tą kojarzę mniej więcej od ich początków. Poznałem ich wówczas na którejś z edycji Bazuny. Wśród innych ciekawych zespołów, takich jak Grzmiąca Półlitrówa, czy Słodki Całus od Buby, wyróżniał ich chudy i wysokim wokalista, o niecodziennej barwie głosu. Był to Cezary Łapiński, do dziś frontman kapeli i autor części repertuaru.
Wówczas Sąsiedzi Gustawa byli kapelą śpiewającą piosenki turystyczne i studenckie w stylistyce amerykańskiego folku, kojarzącej się zwłaszcza z muzyką Południa. Dziś to już inna grupa, choć piosenki w dużej mierze te same. Jest tu rock (czasem nawet hard), blues i country. Jest też miejsce na folk, ale raczej w samych piosenkach, niż w ich wykonaniu. Sąsiedzi Gustawa mają niesamowity drive, grają z czadem i mimo, że piosenki są przearanżowane (większość pisana na akustyczny skład), to brzmią przekonująco.
Jednym z najmocniejszych punktów płyty jest cover, piosenka, którą napisał niegdyś studencki bard, Leonard Luther – „Scarlet”. Do najciekawszych autorskich zespołów zaliczyłbym koncertowe hity zespołu, czyli „Stary” i „Stara pompa”. Warto posłuchać jak wyewoluował ten zespół i zestawić go z innymi tuzami studencko-turystycznego grania sprzed lat.
Sami nazywają swoje granie „muzyką drogi”. Oby ta droga jeszcze przez wiele lat wiodła ich przez muzyczny świat.

Rafał Chojnacki

Rada & Ternovnik „Zenitba”

Po gotycko-folkowym albumie „Bessonnica” z 2004 roku grupa Rada & Ternovnik bardzo wyraźnie skręciła w kierunku folku z jednej strony osadzonego głęboko w rosyjskiej muzyce etnicznej, z drugiej zaś dość nowocześnie pomyślanego pod względem wykonawczym.
Słychać to od pierwszego utworu. Tradycyjne śpiewy chóralne towarzyszą bardziej współczesnemu głosowi Rady. Również gitarowy akompaniament (czasem akustyczny, innym razem folk-rockowy) wnosi tu tchnienie nowoczesności.
Aż trudno uwierzyć, że poza śpiewakami gra tu tylko dwójka muzyków – gitarzysta Vladimir Anchevsky (obsługujący też sampler) i basista Igor Chernykh. Jaki folk mozna grać w takim składzie. Przedziwny, ale fantastyczny.
Grupa Rada & Ternovnik ma już w folkowym świecie wyrobioną renomę. I rzeczywiście, już przy drugim słuchaniu te utwory zaczęły mnie ze sobą oswajać. Dlaczego przy drugim, nie przy pierwszym? Cóż, pierwszy kontakt z tą rosyjską grupą był dla mnie niemałym zaskoczeniem. Połączenie dość różnych czasem formuł sprawiło, że nie odnalazłem się w tej muzyce od razu.
W końcu jednak dotarło do mnie przesłanie tytułowego „Małżeństwa”.
Muzycy pożenili tradycyjne rosyjskie zaśpiewy z post-rockowym graniem. Pierwsze cztery kompozycje nie zapowiadają jeszcze tego, co będzie dalej, ale od „A ne byt` vetram” zaczyna się robić ciekawie. Sam pomysł na artystyczne podejście do folku przypomina mi to, co robiła u nas kiedyś grupa Księżyc i co na pierwszej płycie proponował zespół Lao Che. Różnica taka, że Rada & Ternovnik w bardziej otwarty sposób korzystają z ludowej tradycji. Jednak ich eksperymenty brzmieniowe są równie odważne, jak dwu przywołanych tu kapel.
Niekiedy muzyka Rosjan sprawia wrażenie bardzo natchnionej, wpisuje to grupę w nurt mistycznego folku, tak popularny na Zachodzie. Mam wrażenie, że niektóre utwory Rady & Ternovnika mogą się tam bardzo spodobać. Niektóre, bo czasem jest to muzyka zbyt trudna dla odbiorcy przyzwyczajonego do wygładzonych dźwięków. Nijak jednak nie umniejsza to jej piękna. Myślę, że ludzie wrażliwi poznają się na niej bardzo szybko.
Melancholijny, nieco mroczny nastrój tego albumu powinien przypaść do gustu miłośnikom muzyki spod znaku francuskiej wytwórni Prikosnovénie.
Jeżeli lubicie takich wykonawców, jak Caprice czy Louisa John-Krol, to ta płyta przypadnie wam do gustu.

Rafał Chojnacki

Paweł Szymański „Uroda zdarzeń”

Tak folkowo wykonanego bluesa nie słuszałem od czasu plyty „Najwyższy czas” Sławka Wierzcholskiego. Różnica taka, że tam grała całą masa zaproszonych gości, dzięki czemu utwory lidera Nocnej Zmiany Bluesa zabrzmiały jak rasowe world music. Tu mamy do czynienia z odmienną sytuacją. Paweł Szymański celowo postawił na pewien eklektyzm, dzięki czemu album brzmi momentami jak tradycyjne bluesowe płyty z dawnych lat. Gitara, wokal i harmonijka ustna – to właśnie siła tych nagrań. Pobrzmiewają tu echa muzyki z Delty, co dodaje płycie sporo uroku.
Z kolei autorskie (poza jednym wyjątkiem) utwory, to przykład niezłej piosenki autorskiej, która zdobyłaby pewnie spore uznanie w środowisku tzw. poezji śpiewanej. Życiowe, niekiedy nawet nieco publicystyczne teksty, to zawsze dobra okrasa do porządnej muzyki. „Czarny kot przebiegł mi drogę”, „Dokąd mam jechać, dokąd uciekać” czy „Mój przyjaciel telewizor” to doskonałe przykłady tego jak powinno się konstruować fajne bluesowe kawałki. Czasem, tak jak w „Miej nas w opiece Św. McDonaldzie” gdzies w podświadomości kołaczą się też piosenki polskich klasyków ballady – Andrzeja Garczarka i Tomasza Szweda. Nie zmienia to jednak faktu, że piosenki z „Urody zdarzeń” to zestaw bardzo osobistych utworów, które zasługują niewątpliwie na uwagę.
Wyjątkiem, utworem zaporzyczonym z olbrzmiej bazy bluesowych standardów jest tu „Szpital Św. Jakuba” z tekstem Macieja Zembatego. Każdy kto zna poprzednie wykonania tej piosenki (lub oryginał „St. James Infirmary”) pewnie z ciekawością posłucha wersjio Pawła.
Odkrycie tej płyty to dla mnie znalezienie nowej, ciekawej niszy, która zapewne zawiera jeszcze kilka ciekawych osobowości, które podobnie jak Paweł Szymański nagrywają w kraju nad Wisłą płyty, któe pewnie nie zaistnieją w szerokim odbiorze, ale mimo to warto o nich pisać.

Taclem

Patrizio Trampetti „Quello che il pubblico non saprŕ mai”

Folkowa scena Włoch jest u nas niesamowicie malo znana. Pamiętam jak swego czasu cieszyłem się z odkrycia tamtejszych grup uprawiających poletko muzyki celtyckiej. Teraz udało mi się wniknąć w nieco inny świat, którego częścią jest główna persona tej płyty – Patrizio Trampetti, o którym mówi się, że jest jednym z najbardziej uzdolnionych autorów piosenek folkowych w Europie.
Rzeczywiście zaprezentowane na „Quello che il pubblico non saprŕ mai” piosenki są świwtnie napisane. Balansują pomiędzy różnymi nastrojami i potrafią nie raz zaskoczyć. Znalazło się nawet miejsce na piosenkę Leonarda Cohena („Take this waltz”) czy też piękną, folkową balladę („Portugal”). Sporo dobrego da sięteż powiedzieć o towarzyszącej Patrizio grupie New Folk Band. Ich praca upodabnia piosenki włoskiego folkowca do tego, co obecnie króluje na scenach world music. Jest dość nowocześnie, ale w poszanowaniem indywidualnego stylu artysty.

Taclem

Jaromi

Jarosław „Jaromi” Drażewski to muzyk bluesowy, kompozytor, autor tekstów, wokalista, multiinstrumentalista: gitara, harmonijka, banjo, fletnia, melodica, organy, saksofon, bas, oraz wszystko co wydaje dźwięki od 16 do 20000Hz.
Od lipca 1993r. w składzie kapeli Blues Flowers. Gra i nagrywa także solo, oraz m.in. z takimi grupami, jak: duet Cielak & Jaromi, Szulerzy, Yassny Gvint, Blues Menu…
Silne inspiracje folklorem, zaznaczył na swej solowej płycie pt. Folk Goes Blues. Ponadto na innych płytach Jaromiego, można
znaleźć pojedyncze utwory, o folkowym źródle inspiracji, np.: „Krzesany Goes Blues” – na płycie Jaromiego pt. „Jestem bluesmanem” (inna wersja niż na „Folk Goes Blues”), „Oberek Goes Blues” – na płycie grupy Yassny Gvint pt. „Virtualni Virtuozi”, „Idzie dysc” – na płycie Jaromiego pt. „Polski blues standards”, „Zbójnicki Goes Blues” – na płycie zespołu Blues Flowers pt. „Nie będę grzecznym chłopcem” (inna wersja niż na „Folk Goes Blues”).
Jaromi w Sieci: Jaromi – Jestem Bluesmanem

Jaromi „Folk Goes Blues”

Czy to możliwe, żeby jeden człowiek nagrał sobie własnymi siłami porządną płytę folkowo-bluesową? okazuje się, że możliwe – Jaromi, czyli Jarosław Drażewski, tak właśnie zrobił. Wcześniej na jego solowych albumach (jest bowiem związany z grupą Blues Flowers) zdarzały się pojedyncze folkowe utwory, tu jednak etniczne stylizacje zdominowały temat całości.
„Folk Goes Blues” to zestaw autorskich kompozycji Jaromiego, który przy użyciu skromnego instrumentarium (gitara, harmonijka ustna i fletnia) nadał bluesowym kompozycjom charakteru zbliżonego do muzyki folkowej różnych ziem. Są więc stylizacje na góralszczyznę, Bałkany, brzmienia żydowskie i inne. Do tego wszystkiego utwory są zabawnie zatytułowane.
Czy można uznać, że ta płyta to coś więcej, niż dobrze wykonany żart muzyczny? Myślę, że tak. Przede wszystkim słychac tu dobry warsztat, zarówno instrumentalny, jak i kompozytorski. Pomysły na aranżacje – mimo że zrobione z jajem – również wymagały od twórcy sporo pracy. Dlatego warto docenić tą płytę, nietypową, ale dającą się wielokrotnie słuchać.

Taclem

Follia „Grasshopper”

Grupa Follia pochodzi z Belgii i preferuje najwyraźniej noweocześnie potraktowaną muzykę folkową. Można powiedzieć, że tak jak w Irlandii swego czasu sporo szumu zrobiły zespoły takie jak Kila czy Lunasa, tak Follia ma szansę na spowodowanie takiego samo zamiesznia na belgijskiej scenie.
Nawiązania do muzyki dawnej, klasycznej, jazzu i folk-rocka – a wszystko to w spójnej stylistycznie ramce z napisem Follia.
Z tego co się orientuję większość muzyki (mimo że to kompozycje autorskie) opiera się na folklorze belgijskim. Jednak wyczuwalne są tu również wpływy muzyki celtyckiej i skandynawskiej.
Follia to jedna z grup, dla których wspólne europejskie korzenie stanowią doskonału punkt wyjścia. Dalej jest już ich własne granie – pomysłowe i świetne technicznie.

Taclem

Faust „Vildsint”

Ten Faust nie pochodzi bynajmniej z kraju Goethego. Jest to grupa ze Szwecji, a „Vildsint” to jej pierwszy dlugogrający krążęk.
Alban Faust grający tu na fideli i dudach, to jedna z ciekawszych postaci na tamtejszej scenie folkowej, miałem już wcześniej do czynienai z tworzoną przez niego muzyką i rónież byłem pod wrażeniem. W zespole grają z nim również Anders Adin (gitara, lira korbowa, wokal) i Christer Adin (mandoliny, akordeon), obaj są muzykami wysokiej klasy.
Mimo że Faust, to trio akustyczne, to w ich brzmieniach nie brakuje czasem ostrzejszych nut, a wszystko to za sprawą liry Albana, która potrafi zagrać czasem ostrzej niż niejedna elektryczna gitara.
Bardzo ciekawie wypadają tu ballady, ale najlepsza kompozycja, to moim zdaniem instrumentalna „Launlaude”.

Taclem

Bruce Springsteen „We Shall Overcome”

Znanemu amerykańskiemu rockowcowi zdarzały się już folkowe wycieczki, jednak nigdy nie podejrzewałem, że jego album wyląduje na głównej stronie Folkowej, jako płyta polecana. I to n dodatek polecana w całości, bowiem album „We Shall Overcome” to granie takie, jakie staramy się promować. Wyjeśnieniem dla wszystkich nie znających tego krążka niech będzie podtytuł albumu – „The Seeger Sessions”. Hołd oddany piosenkom napisanym, lub wypromowanym przez artystę będącego jedną z ikon amerykańskiego folku, to na pewno dobry pomysł na ciekawą płyte.
Pod kątem muzycznym mamy tu przegląd tego co ciekawe w interesujących nas dźwiękach zza oceanu. Jest troszkę bluegrassa, bluesa, jazzu, starego rock`n`rolla, folk-rocka i folku. Wszystko to wpisane w znane i mniej znane utwory z repertuaru Pete`a Seegera.
Jakiś czas temu swój renesans przeżywał Woody Guthrie, później śmierć Johnny`ego Casha dopisała ostatni rozdział do jego biografii, a teraz Springsteen postanowił przypomnieć światu o Seegerze. Trzeba przyznać, że przyłożył się do swojej pracy, zatrudnił bowiem dwunastu doskonałych muzyków, z którymi przez trzy dni szlifował pomysły na nowe aranżacje Seegera. Polscy słuchacze, nawet Ci, którzy nie znają twórczości genialnego folkowca mogą rozpoznac niektóre z piosenek. „Erie Canal” czy „Shenandoah” zadomowiły się bowiem na naszej scenie szantowej. A jak bardzo się różnią znane wersje od nowych? Sprawdźcie!
Wciąż jestem zaskoczony efektem liftingu, jakiemu poddano te piosenki, nie łatwo było pewnie niektóre z nich tak zaaranżować. Polecam zapoznanie się z tym materiałem, mam nadzieję, że nie będzie w Polsce trudu z dostaniem tej płyty.

Taclem

Page 2 of 3

Powered by WordPress & Theme by Anders Norén