Miesiąc: Sierpień 2006 (Page 1 of 3)

Ryszard Muzaj

Autor tekstów, kompozytor i aranżer. Od 22 lat związany z legendarną grupą szantową Stare Dzwony, ale występuje również solowo. Jakiś czas grał też z grupą Smugglers.
Uczestniczy jako wykonawca i juror we wszystkich znaczących festiwalach marynistycznych i szantowych w kraju i za granicą. Koncertował m.in. w Wlk. Brytanii, Holandii, Francji, Niemczech, Skandynawii, USA, Kanadzie. Laureat wielu nagród i wyrożnień – indywidualne Grand Prix na Shanties w 1999 r., w roku 2003 na Pływającym Międzynarodowym Festiwalu Piosenki Morskiej „Wiatrak” w Świnoujściu zdobył tytuł „Barda Bałtyku”. Osiedlił się na Kociewiu potwierdzając być może regułę, że prawdziwy żeglarz prędzej czy później zatęskni za lądem i ziemią.
Oprócz płyt nagranych z zespołami Stare Dzwony i Smugglers wydał też solowe nagrania, zebrane na albumach „Jesienne zwierzenia” i „Kartki z dziennika”.

Przejście

Zespół Przejście powstał w końcu lat 80. w Łodzi. Zadebiutowali w 1989 r. zdobywając główną nagrodę na przeglądzie piosenki turystycznej w Sulejowie. W 1994 r. ukazała się pierwsza kaseta zespołu nagrana w studio PR w Łodzi. W połowie 1997 r. Przejście przestało istnieć, a cisza trwała ponad pięć lat.
W 2002 r. nastąpiła reaktywacja zespołu, ale już w nowym składzie. 10 I 2003 r. Przejście wystąpiło w łódzkiej „Przechowalni” pierwszy raz po latach. Latem 2003 roku powstał materiał studyjny, a premiera płyty „Przed świtem” była wydarzeniem niezwykłym. Latem 2004 r. Przejście zdobyło srebrne skrzydło Bieszczadzkich Aniołów.
Płyta „Przejście koncert” to jedno z pierwszych wydawnictw z kręgu piosenki nieobojętnej, które pojawiły się na naszym rynku muzycznym w formacie DVD. Album jest zapisem koncertu zespołu Przejście jaki odbył się w październiku 2005 r. w Akademickim Ośrodku Inicjatyw Artystycznych w Łodzi. Na płycie gościnnie pojawili się zaproszeni goście : Peruwiańczycy – Mirko Fernandez Sanchez i Rafael Alfaro Alvarado oraz pianista jazzowy młodego pokolenia Maciej Tubis.
Skład zespołu:

Marta Wilk – śpiew
Jan Degirmendźić – gitara akustyczna, śpiew
Piotr Kołsut – gitary
Marcin Kunicki – skrzypce
Bartek Stępień – gitara basowa
Artur Mostowy – perkusja

Noche de Boleros

Noche de Boleros to przede wszystkim Magda Navarrete, która od 2003 roku koncertuje z muzyką boleros w Polsce. Jej doświadczenie muzyczne było dotychczas związane z Hiszpanią i Ameryką Południową, gdzie kształciła się i koncertowała. O
Jej koncerty, to niezwykłe spotkanie muzyków wielu narodowości, którzy odkryją przed polską publicznością bogactwo dźwięków i melodii rodem z Ameryki Łacińskiej. Różnorodność głosów, instrumentów i aranżacji na tym koncercie to spora ciekawostka na polskim rynku muzycznym.
Skłąd zespołu:
Magda Navarrete – śpiew
Kamil Kucharczyk – kierownictwo muzyczne, piano, aranżacja
Renell Valdes Cepero (Kuba) – śpiew, gitara, maracasy
Gabriel Hernandez Anaya (Meksyk) – śpiew, gitara
Mikołaj Wielecki – kongi, instrumenty perkusyjne
Maciej Szczyciński– kontrabas
Filip Siejka – skrzypce
Marcin Świderski – saksofon tenorowy i altowy, flet poprzeczny, akordeon
Jose Manuel Alban Juarez– perkusja

Mary Bergin

Urodzona w 1949 roku w Shankill (obecnie przedmieścia Dublina) Mary dorastała wraz ze swoją siostrą Anoinette McKeena (która jest obecnie znana i cenioną harfistką) w rodzinie o bogatych tradycjach muzycznych. Jej matka była skrzypaczką a ojciec grał na melodeonie. W ich domu pojawiało się wielu znanych muzyków tamtego okresu m.in. Paddy Hill, Elizabeth Crotty (concertina) czy też Kathleen Harrington.
W okresie dziecięcym próbowała uczyć się gry na wielu instrumentach. W wieku około 9 lat zaczęła grę na tin whistlu (leworęcznie), nieco później również na flecie. Mary mówi ze pamięta dobrze czasy kiedy rodzice zabierali ją na wakacje do Mildtown Malbay. Tam też miała przyjemność poznać Williego Clancy’ego oraz innych muzyków. I chyba właśnie Willy Clancy wywarł największy wpływ na jej życie artystyczne.
Mary podkreśla także w ze w młodości dużą inspiracją dla niej byli starzy tradycyjni skrzypkowie.
„…Zawsze czułam ze maja cos bardzo specjalnego, rytm w swojej grze. Kiedy inni ludzie grający na whistlach słuchali tylko whistla, ja słuchałam wszystkich instrumentów…”. Mary wraz ze swoja siostrą zaczęły uczestniczył w wielu sesjach. W niedługim czasie Mary stała się jedną z ważniejszych osób sceny Dublińskiej.
Wzięła udział w turne po UK Comhaltas Ceoltoiri Eireann gdzie grała z takimi muzykami jak Matt Molloy czy tez Liam O`Flynn.
Jednym z przełomowych momentów jej karierze było spotkanie osoby Alexa Finna który zaprosił ją do Spiddal. Mary poznała tam przyszłych członków grupy De Dannan. Spiddal było również domem Festi Conlona z Gaell- Linn.
Conlon zajmował się promowaniem ludzi grających na tin whistlu. W roku 1979 ukazała się debiutancka płyta Mary pt „Feadóga Stain”. Która została przyjęta z bardzo dużym entuzjazmem w środowisku folkowym. Mary Bergin jest także współzałożycielką zespołów takich jak: Green Linnet Ceili Band gdzie w grała z takimi muzykami jak Tommy Peoples (skrzypce), Liam Rowsome (skrzypce), Mick Hand (flet), Johnny McMahon (akordeon).
Przygoda z tą grupą trwała 5 lat. Następnym zespołem z jakim grała była grupa Ceoltoiri Laigheann. Następnie zaczęła występować z zespołem De Dannan. Ten niezwykle krótki epizod został przerwany przez macierzyństwo.
W latach 90 wraz z Dearbhaill Standun, Kathleen Loughnane i Martiną Goggin. Założyła grupę Dordan która grała połączenie muzyki barokowej z irlandzką.
W 1993 roku ukazała się druga solowa płyta Mary zatytułowana „Feadóga Stain 2”. Została ona przyjęta z równie dużym entuzjazmem jak pierwsza.
Bergin przez wiele osób uważana jest za absolutną mistrzynię whistla. Gra bardzo rytmicznie i delikatnie używając przy tym ogromnej ilości ozdobników. Jej utwory są niesamowicie żywe, radosne i kolorowe.

Perry

Jaromi „Sings The Blues”

Gitara, harmonijka, wokal i… wystarczy. Przepis na folkowo wykonana płytę bluesową brzmi właśnie tak. Jaromi, czyli Jarosław Drażewski, zna pewnie dziesiątki takich płyt, którym nie zaszkodził muzyczny minimalizm
Repertuar, który znalazł się na tym albumie, to klasyczne kawałki autorstwa wybitnych bluesmanów (takich jak Willie Dixon czy T-Bone Walker), jeden utwór tradycyjny („Boll Weevil Blues”) i jedna kompozycja Jaromiego („Be Off With You Baby”). Okazuje się, że zestaw ten wypada całkiem przyzwoicie, łączy go bowiem brzmieniowa koncepcja płyty.
Dla wszystkich, którym blues kojarzy się przede wszystkim z rozbudowanym składem, a polski blues z tekstami o życiu górników, „Sings The Blues” może być niespodzianką. Jaromi jest co prawda członkiem blues-rockowego Blues Flowers, gdzie możemy usłyszeć jego polskie teksty, ale album, którego właśnie posłuchałem, to powrót do korzeni. I to nie tylko korzeni bluesa – choć te są tu niewątpliwie odkryte. To również, jak podejrzewam, powrót do chłopca z gitarą, który próbował grać pierwsze utwory klasyków swojego ulubionego gatunku. Chyba każdy muzyk kiedyś tak zaczynał. Nie chodzi nawet o to, czy są to te same utwory, które mozolnie piłował w pocie czoła Jaromi. Chodzi o tą piękną surowość i bezgraniczna miłość do muzyki. To oczywiste, że dziś gra pewnie lepiej, niż kiedyś, płyta jest z resztą bardzo przyzwoicie zrealizowana.
Tytuł płyty w pewien sposób nawiązuje do albumu Johna Lee Hookera „Plays and Sings the Blues”, zawierającej wczesne nagrania giganta bluesa.

Taclem

Drunkard`s Prayer „Over The Rhine”

Senne, nieco oniryczne brzmienia piosenki pt. „I Want You To Be My Love” towarzyszą nam na samym początku płyty „Over The Rhine” formacji Drunkard`s Prayer. Akustyczne granie spod znaku spokojniejszych kompozycji Nicka Cave`a, Toma Petty czy Mike`a Scotta, to lek na skołataną duszę.
W każdym dźwięku wyśpiewywanym przez Karin Bergquist słychać, że to płyta w którą ona i towarzyszący jej Linford Detweiler zawarli cząstkę swoich przeżyć, uczuć i niepewności.
Pianino, gitara i wokal Karin wydobywają z piosenek duetu to, o co w nich naprawdę chodzi. Jest tu tęsknota, topiona w alkoholu, jest trochę żalu, bolesnych i szczęśliwych wspomnień… To bardzo smutna płyta, ale o dziwo nie dołująca. Może dlatego, że są to „piosenki na wyjście”. Na wyjście z kryzysu, na rozważenie problemu, czy też na rozwiązanie jakiejś nurtującej kwestii. Jest w nich więc nadzieja, choć nie zawsze tak realna ja by się chciało.
Wdzierający się nagle w ten klimat folk-rockowy „Lookin` Forward” brzmi niemal dziwnie, choć dzięki śpiewowi Karin wiemy że dalej słuchamy tej samej płyty. Jednak taka piosenka była tu potrzebna, by choć trochę rozjaśnić nastrój. Zwłaszcza, że po tym utworze pojawia się jazzujący „Little Did I Know”, który jest powrotem do melancholijnego nastroju.
Jak już wspomniałem to bardzo ładna płyta. Słucha się jej z niekłamaną przyjemnością i myślę, że będę do niej wracał, zwłaszcza jesienią, podczas dni pełnych słoty, gdy będzie czas na chwilę zadumy z kubkiem kawy.

Taclem

Cztery Refy „Pożegnanie Liverpoolu”

Długo się zastanawiałem jak ugryźć dyskografię grupy Cztery Refy – czy pisać o aktualnej, płytowej edycji, czy też raczej skupić się na tej bardziej kompletnej, kasetowej. Stwierdziłem jednak, że aby osiągnąć pełną satysfakcję powinno się napisać zarówno o starych kasetach, jak i o kompilacjach płytowych (tam gdzie całe programy wydano ponownie na CD, skupimy się na nowych edycjach).
„Pożegnanie Liverpoolu” ukazało się pierwotnie w roku 1987 i zawarte na tej kasecie utwory to dziś absolutna klasyka nurtu „szanty” w Polsce. „Staruszek jacht”, „Kabestan”, „Śmiały harpunnik”, „Brzegi Peru”, „Pożegnanie Liverpoolu”, „Press-gang, „Nie wrócę na morze”, „Fiddler`s Green”… Generalnie przebój za przebojem. A jeśli spojrzymy na listę utworów, to znajdzie się jeszcze kilka bardzo znanych.
Od tej kasety zaczynało się zainteresowanie muzyką spod żagli kilku pokoleń miłośników szant. Jak więc ją oceniać? Jeśli przykładać miarkę surową, to część wykonań wybitnie się zestarzała (jak „Żeglowanie” czy „Maui”), jednak mam wrażenie, że nikogo to dziś nie obchodzi. Dlatego, że gdyby szukać jakichś współczesnych korzeni polskich szant, to kaseta „Pożegnanie Liverpoolu” na pewno takim wzorcem jest.
Niektóre wykonania do dziś nie straciły swej siły – zwłaszcza te wielogłosowe, jak „Tyle mamy za sobą przebytych mil” czy „Press-gang”.
Dziś kasetę tą mają pewnie już nieliczni, jednak uważam, że zawsze warto do niej wrócić i to nie tylko po to, by dowiedzieć się jak było.

Taclem

Brina „Pasja legenda”

Słoweńska formacja Brina na swej drugiej płycie prezentuje ciekawie zaaranżowaną i świetnie wykonaną muzykę folk-rockową. Słychac tu spora kulturę muzyczną, a na dodatek zaprezentowane są bardzo dobre piosenki.
Każdy, dla którego „Pasja legenda” to pierwszy kontakt z muzyką Briny wpadnie pewnie w tą samą pułapkę, w którą ja dałem się zagarnąć. Otwierający album utwór „Štimca” zaczyna się tak, jak byśmy mieli do czynienia z albumem zawierającym czystej wody muzykę etniczną. Później dołączają instrumenty i robi się jeszcze ciekawiej.
Po oswojeniu się z folk-rockowym brzmieniem kapeli już niewiele nas zaskakuje, choć trudno powiedzieć, że nie jest to ciekawa muzyka. Po prostu słuchać jej można z zainteresowaniem, ale nawet ciekawa formuła nie wystarczy, kiedy album ułożony jest źle. Brakuje bowiem na tej płycie czegoś szalonego, czegoś co udowodniłoby nam, że muzyka Briny to coś więcej, niż zestaw doskonale zaaranżowanych utworów, zagranych przez dobrych muzyków.
Początkowo myślałem, że rolę takiego utworu udźwignie „Legenda o srebrnih parkeljcih”, niestety tak się nie stało. Mimo ciekawego pomysłu brakuje temu utworowi nieco ekspresji. „Anka” ma z kolei ekspresję, ale eksperymentalna forma, dobra jako ciekawostka, dyskwalifikuje tą piosenkę z roli lokomotywy.
Dlatego też zamiast albumu wybitnego, mamy po prostu płytę bardzo dobrą.

Taclem

Big & Rich „Comin` To Your City”

Po sensacyjnym debiucie, jakim był album „Horse of a Different Color” przychodzi czas na drugą płytę. Elementy ostrego rocka, czasem nawet hip hopu, folku i country, podlane sporym poczuciem humoru – to recepta na udany album.
Dominują tu brzmienia country rockowe i choć nie jestem fanem tego nurtu, to przed żywiołem Biga i Richa chylę głowę. Potrafią oni bowiem tchnąć w tą formułę nowe życie. Tam gdzie country i folk zanikają, a skrzypce stają się tylko ozdobnikiem (jak w „Soul Shaker”) pozostaje jeszcze kawał dobrego, mocnego rocka. Innym razem łączy się on z amerykańskim brzmieniem (jak w tytułowym „Comin` to Your City” czy „Leap of Faith”), nie zabrakło też miejsca dla ballad („Never Mind Me”, „I Pray For You”).
Nie ukrywam, że dla mnie siła płyty kryje się głównie w tych żywszych kawałkach, z czasem jednak i one się nieco nudzą. Wówczas trzeba taką płytę na jakiś czas odłożyć, niech leżakuje.

Rafał Chojnacki

Aine Minogue „Celtic Meditation Music”

W czasach mojej fascynacji folkowo-atmosferycznymi brzmieniami spod znaku Clannad, Enyi czy new-age`owych eksperymentów Alana Stivella natrafiłem też na nagrania Áine Minogue. Do dziś wiem o niej niewiele, może poza tym, że jest irlandzką harfistką i mieszka w Ameryce.
„Celtic Meditation Music” to najbardziej łagodne z łagodnych spojrzeń na muzykę celtycką. Folkowe elementy są tu niepodważalne, jednak nie da się również ukryć, że album ten doskonale spełni się również jako podkład do terapii czy relaksu.
Dominuje na tej płycie celtycka harfa, ale czasem pojawiają się fragmenty niesamowicie zaskakujące. Tak jest w przypadku pięknego utworu pt. „Were You At The Rock”, gdzie nagle rolę instrumentu wiodącego przejmuje wiolonczela. To bardzo dobry fragment płyty.
Jeśli lubicie płyty spokojne, to „Celtic Meditation Music” na pewno przypadnie Wam do gustu.

Rafał Chojnacki

Page 1 of 3

Powered by WordPress & Theme by Anders Norén