Miesiąc: Sierpień 2005 (Page 1 of 4)

Toe Sucking Cowgirls „Thirteen Thongs”

W większości żeńska grupa Toe Sucking Cowgirls, pochodząca z Australii, proponuje nam mieszankę bluegrassu z cajun, odrobiną swingu („Bonk Donga Bop”) i masą folkowych i countrowych nawiązań. Grają przede wszystkim bardzo żywiołowo, czuć tu radość grania.
„Thirteen Thongs” to ich drugi krążek, mają więc już za sobą jakieś doświadczenia. Czuć, że dobrze wyczuwają klimat granej przez siebie muzyki. Piękne folkowe ballady („Run When I Want To”, „Tennant Creek”) przetykają ostrym bluegrassem („Winds Of Change”).
Grupa świetnie radzi sobie z folkowymi klimatami rodem ze Stanów. Elementy zydeco („Waiting For You”, „Two Pot Screamer”), polki („Magda”), a nawet folkowy odcień bluesa („Hippie Shampoo”) to właśnie muzyka w której dziewczyny czują się najpewniej. Gorzej jest z country rockiem (w „Plastic Jesus”), ale i to da się przeżyć.
Jak już wspomniałem to bardzo radosna płyta, doskonale więc nada się na słoneczny dzień, albo do poprawy nastroju.

Taclem

Do odsłuchania w Sieci:

  • Winds Of Change
  • Tennant Creek
  • Bonk Donga Bop
  • (Pliki znajdują się na serwerze zespołu. W razie komplikacji piszcie do nas)

    Faun „Renaissance”

    Trzeci album niemieckiego zespołu Faun, nagrany po rewelacyjnej płycie „Licht”, to kolejna dawka muzyki folkowej, połączonej z muzyką dawną. Zgodnie z tytułem przenosimy się teraz do epoki renesansu, ale już sama okładka płyty informuje nas, że będzie tu więcej elementów, dodając do tego brzmienia średniowieczne i jakieś nawiązania do muzyki pogańskiej.
    Od początku płyty (czyli od kompozycji „Satyros”) okazuje się, że jest bardzo dobrze, choć nieco inaczej niż dotąd. Więcej jest wokaliz, mniej cięzkich brzmień bębnów, których sporo było na „Licht”.
    „Renaissance” to płyta znacznie bliższa muzyce dawnej, niż poprzednie albumy. Jest tu wciąż folkowe tchnienie i wciąż wyraźnie słychać, że to zespół Faun. Jednak nie da się nie zauważyć znacznego rozwoju, jaki się w tej grupie dokonał.
    Najbliżej do brzmień z poprzedniej płyty dotarł taneczny utwór „Rhiannon”, melodia zdradzająca wpływy celtyckie. Z resztą wpływy są tu przeróżne, bo już w kolejnym utworze („Sirena”) można usłyszeć inspiracje arabskie. To z resztą utwór, który kojarzy sięnieco z dokonaniami zespołu Dead Can Dance (choćby z takim „Rakim”).
    Faun to kapela, którą polecam od dawna miłośnikom grania mającego coś wspólnego z muzyką dawną. Nowa płyta tylko pogłebia moje przekonanie, że słusznie to robię.

    Taclem

    Emily Smith „A Different Life”

    Pierwsza opinia, z jaką spotkałem się na temat Emily Smith, to pochwały ze strony skrzypka Battlefield Band – Johna McCuskera. Już ta rekomendacja powinna mnie zachęcić do sięgnięcia po muzykę Emily. Jednak jej płyta „A Different Life” wpadła mi w ręce niemal zupełnie przypadkowo.
    Mamy tu do czynienia ze zdolną wokalistka, która gra dodatkowo na fortepianie i akordeonie. Towarzyszy jej również bardzo dobra grupa muzyków. Dla niektórych słuchaczy ważną informacją może być fakt, że na fletach gra na tej płycie Brian Finnegan z zespołu Flook.
    Tradycyjne piosenki „The Bonny Labouring Boy”, „The Lochmaben Harper”, „The Lowlands of Holland” i „Far o`er the Forth”) mają tu często nowe moelodie, sąsiadują też z autorskimi kompozycjami Emily („Always A Smile”, „Edward of Morton”, „Go To Town”, „Bonny Baby Kate”). Te drugie, to głównie ballady, choć np. „Edward of Morton” spokojnie mogłaby konkurować z tradycyjnymi pieśniami, takimi jak choćby „Matty Grove”. To ten sam potencjał, a Emily tworzy piosenki niemal tchnące tradycją. Warto dodać, że piosenka „Always A Smile” opowiada o podróży, jaką odbyła jej babcia – Genowefa z Polski do dalekiej Szkocji.
    Całość uzupełniają instrumentalne kompozycje skrzypka – Jamie McClennana. Zwłaszcza set zatytułowany „The Salt Necklace” zasługuje na uwagę, wykorzystano w nim bowiem motywy asturyjskie.
    Na „A Different Life” znajdziemy też jeden cover. Jest to piosenka „Strong Winds For Autumn”, napisana przez Boba McNeilla, Szkota, którego Emilie poznała w Nowej Zelandii.
    Od dawna nie słyszałem tak obiecującej artystki. Mam wrażenie, że Emily za jakiś czas stanie się jedną z bardziej znanych wokalistek folkowych na Wyspach. Pozostaje też mieć nadzieję, że kolejne jej płyty dadzą nam tą samą, zaklętą w dźwieki muzykę, którą można cieszyć się na „A Different Life”.

    Taclem

    Dreamcraft „Echoes of ancient songs”

    Dreamcraft, to duet, który tworzą Gary MacLeman (wolal, gitary) i Geertien Wijnhoven (wokal, skrzypce, gitara). N tej płycie towarzyszą im goście, niektórzy wręcz znakomici, jak Paddy Keenan, czy Tommy O`Leary.
    Pomysłowo zagrana muzyka celtycka jest zawsze w cenie. Dlatego takie grupy, jak Dreamcraft nigdy nie znikną ze sceny. Piosenki Gare`ego, świetnie zaaranżowane, oraz kilka utworów tradycyjnych, to przepis na pierwszą płytę grupy Dreamcraft. W 2003 roku drugi raz uda im się ta sztuka ale muszę przyznać, że jest coś takiego w tym debiucie, że słucha się go lepiej, niż kolejnej płyty, zatytułowanej „Wombat Shuffle”. Tam było dobrze, ale tu jest po prostu świetnie. Granie jest różnorodne – od klimatu ceilidh, do natchniony, niemal mistycznych brzmień, poprzez lekkiego folk-rocka w stylu The Waterboys.
    Na pewno nie raz wrócę do tej płyty i to już niedługo.

    Taclem

    Bagas Degol „Demo”

    Dobrze jest usłyczeć czasem coś ciekawego z Walii lub z Kornwalii. Muzyka ta przypomina nam wówczas, że świat wyspiarskich Celtów nie kończy się na Irlandczykach i Szkotach.
    Na początek dostajemy świetny, surowy kawałek, w którym dudy i saksofon grając unissono tworzą świetny klimat. W drugim utworze bojowy klimat jest odzwierciedlony w grze bębnów. Tło dla melodii okazuje się być czasem równie ważne, jak ona sama.
    Trzeci utwór przywodzi na myśl dawne wieki. Być może takie melodie grano kiedyś na kornwalijskich wsiach. Kolejna jest instrumentalna ballada, podniosła i dumna, kojarząca sięz podobnymi utworami ze Szkocji. Z kolei ostatni, piaty utwór z tej demówki jako zywo kojarzy sięz graniem bretońskim.
    Bagas Degol zaostrzyli tą demówką mój apetyt. Mam nadzieję, że niedługo wpadnie mi w łapki ich pełnowymiarowa płyta.

    Rafał Chojnacki

    Abraxas „Ruina Montium”

    Zespół Abraxas należy do tej samej grupy zespołów, co Aira da Pedra, a przypomnę, że album tamtej kapeli – „Arantigua” – zdobyła u nas na początku roku tytuł płyty miesiąca.
    Piękne granie w iberyjsko-celtyckim klimacie, to coś, co docenią zapewne fani takich formacji, jak Felpeyu. Abraxas momentami zbliża się właśnie do brzmień tej kapeli, choć nie ma tu jeszcze tyle przestrzeni w brzmieniach.
    Z drugiej strony takie kompozycje, jak „Cantirel” czy „Ancares” sprawiają, że Abraxas to już klasa sama w sobie. To dojrzała kapela i nie ma co za bardzo ich do kogoś porównywać.
    Pojawiają się tu zarówno elementy asturyjskie, jak i galicyjskie, a wszystko to podlane lekkim rockowym sosem.
    Płyta jest utrzymana raczej w pozytywnych klimatach, możliwe, że to za sprawą gorącego hiszpańskiego słońca, które ogrzewa celtyckie serca. „Ruina Montium” to album dla każdego, bez względu na to jaki rodzaj folku lubi. Podejrzewam, że uda się tu coś znaleźć również dla tych, którzy dotąd za takim graniem nie przepadali.

    Rafał Chojnacki

    Do odsłuchania w Sieci:

  • Mix otworów w MP3
  • (Pliki znajdują się na serwerze wydawcy. W razie komplikacji piszcie do nas)

    Atalaya

    Grupa powstała w 1998 roku, jako wspólny projekt czwórki profesjonalnych, rockowych muzyków i grupy amatorów litewskiego folku. Ich debiut na festiwalu Suklegos w Kownie został doskonale przyjęty, co zaowocowało kolejnymi koncertami. W 2000 roku rozpoczęli nagrywanie pierwszej płyty, którą nazwali po prostu „Atalyja”. Kolejny album – „Mocia” – ukazał się w roku 2004.
    Skład zespołu:
    Indre Umbrasaite – wokale
    Gedimina Šalkauskaite – wokale
    Audrone Pociute – wokale
    Gediminas Zhilys – gitara basowa
    Salvjus Zheimys – perkusja
    Darute Matylionyte – kantele
    Eirimas Velichka – skrzypce, wokal
    Ernest Jepifanov – skrzypce, wokal, dudu, fletnia
    Gintaras Kaminskas – gitara

    Aranis

    Ta młoda grupa z Belgii określa swoją muzykę, jako postfolk. Tradycyjne środki wyrazy służą in do odgrywania swych własnych utworówm w których łączą elementy folku, rocka i jazzu. Głównym kompozytorem zespołu jest jego basista – Joris Vanvinckenroye.

    Skład zespołu:
    Joris Vanvinckenroye – kontrabas
    Linde de Groof – skrzypce
    Liesbeth Lambrecht – skrzypce
    Marjolein Cools – akordeon
    Jana Arns – flet
    Axelle Kennes – fortepian
    Stijn Denys – gitara

    Akelei

    Folkowy kwartet z Belgii, początkowo grający muzykę z Flandrii, z czasem siegający również po brzmienia z innych ziem Europy Zachodniej. Członkowie grupy sami tworzą część repertuaru.
    Skład zespołu:
    Stefan Bosmans – flety, dudy flamandzkie, gitara, wokal
    Luk Indesteege – skrzypce, kontrabas
    Hedwig Lenaerts – wiolonczela
    Rik Vandenberghe – skrzypce, flety, instrumenty perkusyjne

    Sushee „Irish Groove”

    Korzenie krakowskiego Sushee (do niedawna nazwa brzmiała Sushi) sięgają do muzyki irlandzkiej, ale nazwać ich kapelą celtycką bym się nie odważył. Płyta nazywa się wprawdzie „Irish Groove”, ale dominują tu autorskie kompozycje i całkiem nowe przemyślenia muzyczne na temat muzyki irlandzkiej.
    Całość zachowuje charakter typowy dla muzyki z Zielonej wyspy, jednak widać, że nad tymi utworami ktoś dłużej posiedział. Może nie nad wszystkimi, bo np. „Czas” czy „”, to przykłady prostszego grania, mniej w nich miejsca na kombinacje. Porównajcie to z aranżacjami „Drabinki”, czy „karawany, a na pewno będziecie wiedzieć o czym mówię. Kwintesencją płyty jest utwór tytułowy. Jest tu coś z jazzu i folk-rocka. Polecam.
    Dobrze wychodzą zespołowi piosenki. „Erotyk”, oparty na klasycznym „Morrison`s Jig”, to świetny pomysł na folkowe wyznania, sami muzycy przyznają się do inspiracji piosenką „Wiatr i strzyga” z repertuaru zespołu Krążek. Rzeczywiście inspiracje te słychać.
    Dobrze brzmi też „Gra o Ferrin”. Lubię takie folk-rockowe granie, a Małgorzata Danek, wokalistka zespołu, świetnie się w nim odnajduje.
    Ci, którzy pamiętają jeszcze zespół Perskie Odloty mogą sobie porównać drogę ewolucyjną, jaką przeszli niektórzy z grających w Sushee muzyków. Jest to bowiem grupa, która powstała na gruzach tamtej szantowej formacji.
    Trochę szkoda, że jest tu jedynie osiem utworów. Po kilku latach istnienia zespołu (i ledwie jednaj opublikowanej demówce) oczekiwania są jakby nieco większe. Nie ma jednak co narzekać. Mam nadzieję, że płyta chwyci i zespół nagra wkrótce coś nowego.

    Taclem

    Page 1 of 4

    Powered by WordPress & Theme by Anders Norén